czwartek, 5 sierpnia 2010

Estonia - Praca

Zwiedzanie zwiedzaniem, sprzątanie sprzątaniem, ale istotą mojego wyjazdu ma być przecież ciężka, niewolnicza praca. Po dwóch tygodniach chodzenia do ośrodka muszę jednak powiedzieć, ze generalnie nie jest źle :) JUKS to taki trochę polski dps, ale jeśli chodzi o warunki prezentuje się naprawdę nieźle. Mebelki eleganckie, łazieneczki jak z saskiej porcelany, wszystko lśni. Pytałem się czy nie mają jednego wolnego pokoju, ale niestety. Miejsce położone jest z 10 minut spacerkiem przez mały lasek ode mnie. Prosto do przejścia przez ulicę, skręcić za sklep, przejść leśną ścieżką, przez dziurę w płocie i już jest się na miejscu.

Na razie, ponieważ są wakacje, miejsce jest dośc puste - jest tylko 10 mieszkańców. We wrześniu codziennie rano pojawiać się będzie druga dziesiątka - będzie to grupa autystyków (bo ten dom jest jednocześnie ośrodkiem całodobowym dla tej dziesiątki, jak i ośrodkiem pobytu dziennego dla drugiej). Zawsze jest też tylko jeden pracownik (co przy dziesiątce jest do zrobienia, chociaż kiedy np. dzwoni ktoś do drzwi trzeba już spuścić z oczu całą gromadkę, a czasem wystarczy sekunda nieuwagi by coś się stało; ale przy dwudziestce wydaje mi się już trudne do ogarnięcia). Dlatego też mój projekt zaczął się tak wcześnie - chcieli mieć pomocnika jak najszybciej.
W tej dziesiątce zróżnicowanie jest duże - są 3 osoby, które nie mówią, z czego dwójka ma generalnie duże trudności z komunikacją, zwykle siedzą i kiwają się. Rozpiętość wieku: od 21 do 50 lat. Dysfunkcje też przeróżne. Jest dziewczynka (właściwie nie dziewczynka, ale naturalnym jest chyba, że już po chwili zaczyna traktować się mieszkańców nieco jak dzieci) z zespołem Downa, 50-letni facet który ponoć wcale upośledzony nie jest ale nie ma dokąd pójść, są nawet bliźniaczki :-) Czworo mieszkańców chodzi do szkoły, ale skoro są wakacje, całe dnie spędzają w domu.

I tu wkraczam ja :) Moim zadaniem na ten moment jest nawiązanie relacji ze wszystkimi, dostarczanie im rozrywki, zajęcia. Chodzę codziennie na 3,5-4 godziny i w trakcie tego czasu rysuję, gram w chińczyka, układam puzzle, prowadzę burzliwe dyskusje (co jak się okazuje jest możliwe nawet jeśli nie zna się języka), czasem wyjdę z kimś na spacer do pobliskiego lasku, byłem też na placu zabaw. Nie jest to szczególnie stresujące zajęcie - jeśli wszystko idzie zgodnie z planem. Rzadko kiedy jednak cokolwiek dzieje się zgodnie z planem. Bo na przykład:

- podczas mojego pierwszego spaceru, pierwszego dnia, jedna z mieszkanek dostała okresu, o czym usilnie próbowała mi powiedzieć po estońsku. A ja zamiast zaprowadzić ją do domu, pogoniłem w las.

- kiedy mieliśmy wyjść pograć na powietrzu w badmintona, Kostja zapomniał swojej czapki - a bez czapki nie wyjdzie na słońce nawet na sekundę, nawet jeśli ma przejść tylko za budynek, bo tam jest zacieniona łąka. Moja znajomość estońskich słów "słoneczko" i "chmurka" na nic się przydała, usiadł pod krzakiem i siedział tam pół godziny.

- siedzimy, oglądamy sobie estońskie "Śpiewające fortepiany". Nagle ni stąd ni zowąd Jelena podchodzi do szafki, wyciąga z niej "Monopol" i sruuuuuuu wszystkim dokoła. Wszędzie latają monopolowe pieniądze i domki. Kostja dostaje kostką w głowę i się denerwuje, Jan Eriik zaczyna piszczeć, Kristi z radości wydziera się w niebogłosy, po czym leci po inną grę planszową i sama sruuuuuuuu, tyle że z dwa razy większym rozmachem :-)

Tutaj w parku:


Kostja i Marco:


Jaan-Erik i bliźniaczki, Ibli i Diana:


Kristi:


Tak to więc wygląda. Czasem dostaję jednak zadania specjalne. Tak było na przykład dzisiaj. Anne (pracownica, która sprawia wrażenie "najostrzejszej") wymyśliła, że pójdę do sklepu. Anne nie mówi po angielsku (raz powiedziała do mnie "help me" ale to raczej się nie liczy), ale wydaje się sądzić, że jeśli będzie mówiła do mnie dwa razy głośniej po estońsku to wszystko zrozumiem. To samo tyczy się chyba pisania, bo wręczyła mi do ręki portfel z pieniędzmi i taką oto listę:



Dostałem jeszcze reklamówkę, pelerynę przeciwdeszczową, jedną z bliźniaczek do pomocy i szoruj do Biedrony! No i poszorowałem. I muszę powiedzieć, że kupiłem wszystko jak należy! W sumie nie było to takie trudne - dałem kartkę pracownicy sklepu a ona przemaszerowała z nami przez cały sklep i zapakowała wszystko do koszyka. Anne była ze mnie bardzo zadowolona! :-)

6 komentarzy:

  1. Nie wiem, ale wydaje mi się, ze na tej liście są m.in. ziemniaki 4kg, chleb 3 bochenki i chyba cebula tak pod koniec listy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jeden dobry strzał i dwa nie do końca :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Chleb, kiełbasa, jajka, mleko, śmietana, parówki koperek, cebula, twaróg :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak, ale tylko w 50% :) Google translator przyjacielem człowieka ;]

    OdpowiedzUsuń
  5. 43 years old Physical Therapy Assistant Deeanne Sandland, hailing from Angus enjoys watching movies like Divine Horsemen: The Living Gods of Haiti and Shooting. Took a trip to Greater Accra and drives a Ferrari 500 Mondial Spider Series I. wazne ogniwo

    OdpowiedzUsuń