wtorek, 7 września 2010

Palju õnne, Ula!!!

Z okazji urodzin armeńskiego Megafona Uli estoński Megafon składa życzenia spełnienia marzeń, szczelnych okien i nieprzemakalnej wanny. Jubilatce dedykowana jest też piosenka - tradycyjne "Sto lat" w wykonaniu dwóch uroczych Estonek:




Palju õnne, Ula!!!

Mołdowa - chicken babooshka


obowiązkowy gość na mołdawskich weselnych stołach przesyła pozdrowienia i ma w zamiarze umilić czas w oczekiwaniu na mały update...

(Julia dzięki za zdjęcie!)

środa, 25 sierpnia 2010

Przyjaźń gruzińsko- polska

Gruzini bardzo lubią Polskę. Wszyscy znają naszego poprzedniego prezydenta, Lecha. Dlatego nazywają ulice w Tbilisi i deptak w Batumi jego imieniem i nazwiskiem. Czasem chlubnie towarzyszy mu też Maria. Niestety wiedza Gruzinów nie jest aż tak szeroka, żeby wiedzieli jakie polskie piwo pic powinni. Dlatego zostałam poczęstowana Warką, a nie Lechem. Ale i tak miło.

piątek, 13 sierpnia 2010

Estonia - "Palun liimi"



To był do tej pory najbardziej nużący i najcięższy tydzień mojej posługi w Estonii. Jeszcze w poniedziałek nic nie zapowiadało katastrofy, lecz już we wtorek rano Maivi (szefowa całego ośrodka) uśmiechnęła się do mnie promiennie, i powiedziała, że w związku z sytuacją emergency w tym tygodniu będę pracował w 'working center' - tam naprawdę mnie potrzebują. Nawet się ucieszyłem, w końcu coś nowego, jakaś odmiana po estońskich "Śpiewających fortepianach" i niekończących się partiach w Chińczyka. Udaliśmy się więc do centrum.

Moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne - jest to duży ośrodek, w którym niepełnosprawni zajmują się tworzeniem malowanych porcelanowych kubeczków, tkaniem szalików, malowaniem obrazków itp. Czułem się jak vip kiedy dwie panie oprowadzały mnie po całym centrum, jedna po estońsku opowiadała mi o poszczególnych pracowniach, pokazywała gotowe przedmioty, druga tłumaczyła to na angielski i co chwilę pytała, czy mam jakieś pytania. Oczywiście nie miałem, ale naprawdę zaskoczyło mnie, że te wyroby (a przynajmniej duża ich część) są naprawdę bardzo ładne. Szczególnie spodobały mi się malowane kubki i talerze. Centrum posiada także sklepik gdzie sprzedają te rzeczy, kwestię prezentów z Tallinna mam więc rozwiązaną ;-).

Mała próbka umiejętności estońskiego rękodzieła:



















Kiedy już zaprezentowano mi wszystkie te arcydzieła tłumaczka bezszelestnie oddaliła się i część kiedy czułem się jak vip zakończyła się, co zwiastowało tylko jedno: za chwilę rozpocznie się część, podczas której będę czuć się tylko jak robol. I tak się też stało.

Posadzono mnie przy wielkim stole, wciśnięto do ręki tubkę kleju i siuu- przede mną wylądował stos pudełeczek. Moje zadanie polegało na sklejeniu każdego z nich. We wtorek i środę fioletowe, w czwartek i piątek różowe. Dookoła kilkanaście osób, wszyscy z wielkim spiżdżeniem na twarzy pracują w pocie czoła i sklejają pudełeczka. Okazało się, że sytuacja jest naprawdę emergency i pościągano nawet ludzi z urlopów - bo pudełeczek dużo (a zamówiła je jakaś holenderska firma produkująca szczepionki dla bydła i trzody chlewnej), niepełnosprawni pracują za wolno a czas tylko do piątku.




Pierwsze godziny nie były łatwe, czas dłużył się niemiłosiernie. Potem było już lepiej, tym bardziej, że poczyniłem kilka obserwacji (właściwie to cztery) dotyczących natury Estończyków. Otóż to:

- nie wydają się być tytanami pracy, przynajmniej jeśli chodzi o klejenie pudełeczek. Zabiegi w stylu dziesięciominutowe mycie pędzelka do kleju, siku co pół godziny, sms co pięć minut, były na porządku dziennym.

- rzeczywiście jest jakaś prawda w tym co mówi się o zdystansowanej i chłodnej ich naturze. Naprzeciw mnie siedziały dwie kobity w moim wieku. Pierwszego dnia przyglądały mi się bacznie, drugiego dnia jedna z nich powiedziała do mnie "Palun liimi" co znaczy " podaj klej". Byłem pewien, że nie mówią po angielsku. W piątek natomiast okazało się, że mówią tylko ochota na rozmowę rozwijała się u nich przez trzy dni.

- śmieją się z własnych dowcipów. Ktoś coś powie i nie patrzy na reakcję otoczenia tylko sam rechocze.

- niektórzy zakładają te same ubrania przez cztery dni pod rząd (może to stroje robocze, nie wiem)


Teraz, kiedy tydzień się skończył, stwierdzam, że te pudełeczka nie były nawet takie tragiczne. A już piątek, kiedy te Wstydliwe Zuzanny zaczęły mówić upłynął bardzo szybko i w wesołej atmosferze. Cieszę się jednak, że w poniedziałek wracam na stare śmieci :).

środa, 11 sierpnia 2010

Mołdowa - dyplom!

wszystko się zgadza. tak jak nam mówili na szkoleniu przed wyjazdem, EVS to pasmo nieustannych sukcesów. swój pierwszy dyplom otrzymałem już po miesiącu! nie będę pisał za co, bo nie wypada się chwalić (co właśnie czynię), także niech to pozostanie zagadką dla spostrzegawczych.


piątek, 6 sierpnia 2010

Armenia- pierwsze wrażenia

No i jestem.
Na razie cięzko coś napisac. Muszę trochę ochłonąc, przywyknąc. Ale nie cofnęłam się o 20 lat, tylko o jakieś 50...
Szalony taxi driver dowiózł mnie ze stolicy do miejsc przeznaczenia/ wygnania. 150km pokonaliśmy w niecałe 2h. A drogi takie w stylu polskim, tylko jeszcze więcej dziur. No i czasem krówki na drodze. I trochę po angielsku, trochę po europejsku jeżdżą- oba pasy dobre. Budynek, w którym mieszkam wygląda jak potrzęsieniu ziemi. Następnego by już nie przetrwał. Kombinacja rur, rurek i rureczek jest niesamowita. Jako architekt jestem pod wielkim wrażaniem.
Mieszkanko przytulne, jest łóżko i kanapa z dziurami (schowane pod stylową kapą). Łazienka robi wrażanie. Wanna się kiwa jak się do niej wejdzie. Umywalka też niezbyt stabilna. Na szczęście muszla klozetowa daje radę. Żeby uruchomic wodę trzeba najpierw odkręcic kurek, a potem włożyc wtyczkę do kontaktu. Koniecznie w tej kolejności, pewnie żeby rury nie wybuchły. Pralki brak.
W Stepanavanu wyłączają latarnie o 24tej. Generalnie przy jedynym skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną muszę zawsze skręcac w prawo...

Armenia- salon kąpielowy

w pełnej krasie- rury i rureczki