piątek, 13 sierpnia 2010

Estonia - "Palun liimi"



To był do tej pory najbardziej nużący i najcięższy tydzień mojej posługi w Estonii. Jeszcze w poniedziałek nic nie zapowiadało katastrofy, lecz już we wtorek rano Maivi (szefowa całego ośrodka) uśmiechnęła się do mnie promiennie, i powiedziała, że w związku z sytuacją emergency w tym tygodniu będę pracował w 'working center' - tam naprawdę mnie potrzebują. Nawet się ucieszyłem, w końcu coś nowego, jakaś odmiana po estońskich "Śpiewających fortepianach" i niekończących się partiach w Chińczyka. Udaliśmy się więc do centrum.

Moje pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne - jest to duży ośrodek, w którym niepełnosprawni zajmują się tworzeniem malowanych porcelanowych kubeczków, tkaniem szalików, malowaniem obrazków itp. Czułem się jak vip kiedy dwie panie oprowadzały mnie po całym centrum, jedna po estońsku opowiadała mi o poszczególnych pracowniach, pokazywała gotowe przedmioty, druga tłumaczyła to na angielski i co chwilę pytała, czy mam jakieś pytania. Oczywiście nie miałem, ale naprawdę zaskoczyło mnie, że te wyroby (a przynajmniej duża ich część) są naprawdę bardzo ładne. Szczególnie spodobały mi się malowane kubki i talerze. Centrum posiada także sklepik gdzie sprzedają te rzeczy, kwestię prezentów z Tallinna mam więc rozwiązaną ;-).

Mała próbka umiejętności estońskiego rękodzieła:



















Kiedy już zaprezentowano mi wszystkie te arcydzieła tłumaczka bezszelestnie oddaliła się i część kiedy czułem się jak vip zakończyła się, co zwiastowało tylko jedno: za chwilę rozpocznie się część, podczas której będę czuć się tylko jak robol. I tak się też stało.

Posadzono mnie przy wielkim stole, wciśnięto do ręki tubkę kleju i siuu- przede mną wylądował stos pudełeczek. Moje zadanie polegało na sklejeniu każdego z nich. We wtorek i środę fioletowe, w czwartek i piątek różowe. Dookoła kilkanaście osób, wszyscy z wielkim spiżdżeniem na twarzy pracują w pocie czoła i sklejają pudełeczka. Okazało się, że sytuacja jest naprawdę emergency i pościągano nawet ludzi z urlopów - bo pudełeczek dużo (a zamówiła je jakaś holenderska firma produkująca szczepionki dla bydła i trzody chlewnej), niepełnosprawni pracują za wolno a czas tylko do piątku.




Pierwsze godziny nie były łatwe, czas dłużył się niemiłosiernie. Potem było już lepiej, tym bardziej, że poczyniłem kilka obserwacji (właściwie to cztery) dotyczących natury Estończyków. Otóż to:

- nie wydają się być tytanami pracy, przynajmniej jeśli chodzi o klejenie pudełeczek. Zabiegi w stylu dziesięciominutowe mycie pędzelka do kleju, siku co pół godziny, sms co pięć minut, były na porządku dziennym.

- rzeczywiście jest jakaś prawda w tym co mówi się o zdystansowanej i chłodnej ich naturze. Naprzeciw mnie siedziały dwie kobity w moim wieku. Pierwszego dnia przyglądały mi się bacznie, drugiego dnia jedna z nich powiedziała do mnie "Palun liimi" co znaczy " podaj klej". Byłem pewien, że nie mówią po angielsku. W piątek natomiast okazało się, że mówią tylko ochota na rozmowę rozwijała się u nich przez trzy dni.

- śmieją się z własnych dowcipów. Ktoś coś powie i nie patrzy na reakcję otoczenia tylko sam rechocze.

- niektórzy zakładają te same ubrania przez cztery dni pod rząd (może to stroje robocze, nie wiem)


Teraz, kiedy tydzień się skończył, stwierdzam, że te pudełeczka nie były nawet takie tragiczne. A już piątek, kiedy te Wstydliwe Zuzanny zaczęły mówić upłynął bardzo szybko i w wesołej atmosferze. Cieszę się jednak, że w poniedziałek wracam na stare śmieci :).

6 komentarzy:

  1. ej, naprawdę ładne są te rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pudełka na szczepionki też niebrzydkie ;) Przemek, pomyśl że w jakimś stopniu przyczyniłeś się do ocalenia zwierząt (a może nawet i ludzi) przed wybuchem epidemii jakiejś strasznej choroby.

    OdpowiedzUsuń
  3. Halo Przemku :) Wyobraź sobie, że mam jeszcze Twój nr gadu i to stamtąd trafiłam najpierw na stronę psewestonii (która jakoś nieszczególnie mi działa), a później tu! No i się zaczytałam, i nawet na basen nie poszłam! Bardzo ciekawie w tej Estonii :) Reportaż z operacji mycia łazienki arcyzabawny, nie mogę doczekać się z relacji czyszczenia piekarnika :P

    A teraz zgadnij, kto napisał ten komentarz? Trochę podpowiem - spotkaliśmy się nie tak dawno temu na jednym z warszawskich przystanków :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Te torby są urocze. I kubki! Po ile? ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem droga Dzieniu jak psewestonii może nie działać... ale raduję się, ze i tutaj wpadłaś i mogłaś zobaczyć np. dyplomy Piotrusia. Co do piekarnika, to na chwilę obecną to wyzwanie mnie przerasta :)

    A co do sklepiku, to w wakacje jest zamknięty, ale wybiorę się tam na pewno we wrześniu!

    OdpowiedzUsuń
  6. rzeczywiscie to male arcydziela, pozdraki! :)

    OdpowiedzUsuń