czwartek, 22 lipca 2010

Estonia calling!

W końcu, po przymusowej abstynencji spowodowanej zepsutym komputerem jestem! Megafon Przemek od niedzieli w Tallinnie, zaczyna swoje evsowe szaleństwo. Na razie pod znakiem szczoty i szmaty, i samotności. Pozostali wolontariusze pojawią się tutaj dopiero we wrześniu, wcześniej (w sobotę) na miesiąc pojawią się dwie osoby z Polski (stażyści, nie wiadomo skąd, ale mam ich odebrać z dworca). Cieszy mnie to, bo te cztery pustelnicze dni odbiły się mocno na mojej psychice. Brak internetu, brak bratniej duszy spowodowały, że:

- dwukrotnie odwiedziłem estońską Biedronkę (Säästumarket)
- dwukrotnie odwiedziłem estoński hipermarket Rimi
- jednokrotnie odwiedziłem centrum handlowe Prisma (wraz z supermarketem w środku)
- jednokrotnie odwiedziłem centrum handlowe kaubamaja + Viru
- jednokrotnie odwiedziłem Muzeum Okupacji
- dwukrotnie odwiedziłem Stare Miasto (jest takie piękne, że uczciłem to wielkimi literami)
- byłem nad morzem.

Ponadto z lubością oddałem się czynnościom porządkowym. Mieszkanie tego wymaga. Jest brudne i zapuszczone. Ostatni lokator wyprowadził się dzień przed moim przyjazdem, zostawił mi dwie paczki Laysów, opakowanie makaronu, słoik dżemu i 3 kurze jaja, ale jednocześnie zostawił wielki syf.

Poza tym wspaniała wieść: nie muszę zbierać rachunków! Marco, Brazylijczyk, mój koordynator, który dwa lata temu sam przyjechał na evs i dostał tu pracę, powiedział tylko "I don't like this fucking rule, it is stupid". Marco jest super.

Z pozostałych ciekawostek warto wymienić, że jest godzina 23, a jeszcze jest jasno. I gorąco, około 19 robi się nie do wytrzymania. Teraz będzie się ściemniać, ale w lipcu całkowita noc nie nastaje - jest szaro, potem szarzej a od 3 nad ranem znów robi się jasno.

Estończycy wydają się też być przywiązani do mleka w foliowym worku - łatwiej kupić takie, niż w kartonie. W ogóle wydają się być miłośnikami folii - jogurty, majonez, kefir, musztarda, keczup - wszystko w worach. I wcale nie mówią tak super po angielsku, jak to było opisane w moim przewodniku (co akurat jest budujące :)). Da się jednak odczuć ich zdystansowanie i chłód.

Byłem też w swojej "pracy", zrobiła na mnie całkiem niezłe wrażenie. A już najlepsze wrażenie zrobiła szefowa, która powiedziała "Korzystaj z pogody, idź, zwiedzaj, odpoczywaj. Widzimy się w poniedziałek".

Mimo, że chłodni, da się jednak Estończyków lubić :-)

1 komentarz:

  1. No tak, pierwsze co zrobił Pse po przybyciu do nowego kraju to sprawdził w jakich sklepach najtaniej ;)

    OdpowiedzUsuń